Od kilkunastu dni mam w domu nowego lokatora - małą, kolorową psotniczkę!
Zanim jednak się pojawiła, konieczne było przygotowanie m.in. zabawek, kocich akcesoriów oraz legowiska. Nie byłabym sobą, gdybym nie podjęła się własnoręcznego wykonania choć jednej z tych rzeczy. To kto zgadnie co zmajstrowałam?
Kociak rękodzielniczki nie może spać w byle czym! :) |
No dobra, już Wam mówię - stwierdziłam, że nie kupię kotu gotowca do spania (ożeszbożesz, ceny niektórych jak z kosmosu!). Uparłam się, że jestem w stanie zrobić jakieś małe legowisko.
Ostatecznie wcale nie wyszło takie małe...
...ale kotek przecież urośnie! ;)
Najpierw boki legowiska (pas cienkiej, ale sztywnej gąbki) obszyłam na maszynie znalezioną w domu tkaniną. Następnie połączyłam cały ten pas z górną częścią. I zaczęły się problemy...
Na maszynie nijak nie mogłam tak ułożyć powstałego tworu z materiałem, który miał iść na spód, przy czym jednocześnie musiałabym wszyć do środka kolejny kawałek gąbki. Myślałam, że wyjdę z siebie i nie wrócę!
Kot za kilka dni miał się pojawić, a ja nie mam legowiska... Nie mogłam odpuścić!
Poszukałam w maminych krawieckich szpargałach odpowiednio długiej, grubej i mocnej igły, wspomogłam się kordonkiem (bałam się, że zwykłe nici będą na taki manewr za słabe) i zabrałam się do połączenia góry + boków z dołem. Przyszyłam to wszystko ręcznie, co trwało niemalże 2 godziny (a nie wliczam w to wcześniejszego szycia na maszynie).
Powyżej widać miejsce zszycia, przy okazji powiem Wam, że kordonek (którego użyłam do zrobienia m.in. tej koralikowej bransoletki) wytrzymał napięcie i mojego twórczego nerwa. A koteł ma gdzie spać. ;)
Kotka dostała już wdzięczne imię Niunia, które baaardzo do niej pasuje (zwłaszcza, gdy wołam niu-niu gdy zaczyna broić). Miałam już okazję tworzyć w jej towarzystwie i zdążyła m.in. podgryzać latające sznurki od powstającej plecionki oraz trochę urozmaiciła mi malowanie koszulki (zobaczcie sami TUTAJ).
A Wy - macie swoich futrzastych psotników lub pomocników? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz