Pamiętacie całoroczne wyzwanie z dzierganiem koca? Nareszcie udało mi się pstryknąć kilka fotek i mogę pochwalić się Wam drugą częścią mojej wersji Temperature blanket.
Szaleję i z kolorami, i z różnymi ściegami. W ciągu marca zrobiłam kilka mniejszych pseudo-kwadratów, w tym jeden ściegiem francuskim (z samych lewych oczek), machnęłam dwa ściegiem pończoszniczym oraz jeden ściegiem ryżowym (sama jego nazwa przyprawia mnie o burczenie w brzuchu ;). Jednak ten ostatni (z włóczki niebieskiej z dodatkiem srebrnej nitki) nie do końca mi wyszedł, nad tym ściegiem muszę jeszcze popracować.
Mniejsze części połączyłam, przy pomocy szydełka, czarną włóczką - tak dla kontrastu. :)
Marcowa część koca ma wymiary ok. 15 x 110 cm.
Zrobiłam też beżowo-czarną zeberkę (jak uda mi się z kocem, to chyba dziergnę sobie taki pasiasty sweter, strasznie mi się taki wzorek podoba).
Ale hola hola! Do pierwszej części mojego kocyka (KLIK!) dorobiłam jeszcze spory kawałek. Teraz ma długość 120 cm!
Na razie obie długaśne części nie są jeszcze ze sobą połączone. Doszłam do wniosku, że większe partie koca robić będę pasami i złączę je ze sobą już na sam koniec. Teraz staram się robić poszczególne części mniej więcej równe długościowo, a szerokością (przynajmniej te dwa kawałki) też są do siebie zbliżone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz