Gdy życie w pogoni za kolejnym awansem, podwyżką za wszelką cenę (nawet za cenę zdrowia!) czy spełnianie widzimisię innych osób zaczyna Ci doskwierać - to znak, że warto zmienić bieg życia na wolniejszy. 😉 Jak zrealizować dobre zmiany i wejść w tryb slow life? Może Ci w tym pomóc poradnik Joanny Glogazy!
Slow life. Zwolnij i zacznij żyć. - Recenzja książki Joanny Glogazy
Joanna Glogaza jest autorką dwóch książek poruszających tematykę slow life. Pierwszy tytuł to "Slow fashion. Modowa rewolucja." z 2015 roku, skupiający się na problemach ubraniowych, pomagający ujarzmić niedopasowane ubrania i niedomykającą się szafę. Szczerze? Jeszcze jej nie czytałam, za to opowiem Ci o drugiej pozycji, która jest na tyle rewelacyjna, że postanowiłam podzielić się opinią na jej temat oraz swoimi przemyśleniami.
Po raz pierwszy przeczytałam książkę Joanny Glogazy "Slow life. Zwolnij i zacznij żyć" (wydana w 2016 roku) niespełna rok temu. Sporo kwestii poruszonych przez autorkę aż mnie uderzyło, bo zauważyłam podobne zachowania u siebie, niektóre z przytoczonych rozwiązań już wcześniej były mi bliskie. Co by jednak nie było, warto zapoznać się z treścią książki i nie tylko "przeczytać", lecz także wcielić pozytywne slow zmiany w swoje życie. Ale zaraz, zaraz - nie wszystko naraz! 😉
Właśnie skończyłam czytać "Slow life" po raz drugi i - już na świeżo, z nowymi spostrzeżeniami - opracowałam niniejszy wpis.
W książce znajduje się mnóstwo ciekawych przemyśleń, do tego dochodzą wywiady z różnymi osobami oraz a la ćwiczenia dla czytelnika z zadaniami, nad którymi warto się zastanowić.
Życie w biegu, nadmiar internetów i obowiązku... A gdzie czas dla siebie, na odpoczynek?
Jak często zdarza Ci się narzekać na brak wolnego czasu i nadmiar obowiązków? W całym dniu, tygodniu lub miesiącu nie możesz znaleźć spokoju oraz chwili tylko dla siebie, na swoje plany, pasje, spełnianie marzeń? Coraz częściej łapiesz się na tym, że nie robisz nic efektywnie, bo z pracy czy obowiązków wyrywają Cię powiadomienia na telefonie, nowe maile czy sprawdzanie aktualności na fejsbuszku?
Wystarczy, że na jedno z powyższych pytań odpowiesz twierdząco - to na pewno nie jest wymarzony żywot okraszony szczęściem, spełnieniem czy spokojną od problemów głową. I na bank nie jesteś jedyną osobą, która ma problem z fast life (taka odwrotność dla określenia slow life). Nie chciałaś lub nie chciałeś spróbować żyć inaczej? Po swojemu, czyli w zgodzie ze sobą, ze swoimi planami, marzeniami, a także w swoim własnym rytmie? Nie musisz biec równo z tłumem - pamiętaj, że (jak to mawia mój tata) "tylko gówno płynie z prądem". I z tym sformułowaniem bardzo się zgadzam! 😄
Slow life. Zwolnij i zacznij żyć - moje przemyślenia
Obecnie sporo z nas narzeka (w tym i ja!) na nieustający brak czasu. Chciałoby się zrobić naraz kilka rzeczy, załatwić kwestię samorozwoju i odpoczynku w jednym, do tego spełniać się jako członek rodziny, utrzymywać bliski kontakt z przyjaciółmi, wychodzić z domu, wszystko robić szybko... A czas wiecznie ucieka nam przez palce! Zwykle to "czasozjadacze", jak np. Facebook, Instagram, Pinterest czy filmy na YouTube, odciągają nas od codziennych zadań, pozwalają wyłączyć myślenie i przejść w tryb zombie (jak to fajnie określiła Joanna w swojej książce), ale przez to nie odpoczywamy jak trzeba. I jeszcze rozpraszają umysł, trudno się skupić na konkretnej rzeczy. Lub - dla odmiany od internetu - chcemy np. poczytać książkę czy się pouczyć, ale w tle gra telewizor, słychać coraz to bardziej propagandowe wiadomości - i czas ucieka, i nasze skupienie idzie w łeb, a później narzekamy, nie wyrabiamy się z własnymi planami. Przychodzi frustracja. Z własnej winy cierpimy na niedobór czasu.
W pewnym momencie łapiemy się (ja też, ja też!) na tym, że zapracowywanie się, zmęczenie do granic możliwości i robienie wszystkiego "na wczoraj" + bardzo często dorzucanie do tego prób spełnienia czyichś oczekiwań nie niesie ze sobą nic dobrego, nie przynosi nam szczęścia. Uciekanie się do zakupów, otaczanie coraz to nowszymi przedmiotami też nie działa - może też kiedyś to czułaś lub czułeś, gdy kolejne zakupy zrobione pod wpływem chwili przyniosły tylko frustrację, złość i pustkę w portfelu? U mnie taka czara goryczy przelała się kilka lat temu. Doszłam do wniosku, że będę robić zakupy tylko wtedy, gdy będzie to niezbędne, a i lepiej sięgnąć np. po ubrania czy sprzęty lepsze jakościowo zamiast lecieć na ilość. I między innymi takie podejście zalicza się do idei slow life.
Zamiast skupiać się na nowych gadżetach, które zagracą Twoją chatę i będą tylko zbierać kurz, albo na nienoszonych ubraniach zawalających garderobę, zwróć uwagę na inne rzeczy mogące sprawić Ci przyjemność. Nie wszystko, co Cię ucieszy, musi być kosztowne - np. czas przeznaczony na bezcelowe łażenie po sklepach możesz wykorzystać na jazdę na rowerze czy zwykły spacer po pobliskim parku. Może uda Ci się zaobserwować rzadkiego ptaka i będzie to początek ornitologicznej pasji? Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz! 😀
Kolejna warta zanotowania sprawa - żyj tu i teraz, nie odkładaj wszystkiego na jutro, pojutrze, za miesiąc, za rok. W ten sposób nie osiągniesz tego, co sobie zaplanowałaś lub zaplanowałeś. Weź odłóż telefon i zacznij działać z marzeniami, bo nikt za Ciebie Twojego życia nie przeżyje. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Jeżeli coś Ci przeszkadza w działaniu, zjada Twój cenny czas, to może warto wykluczyć takie "czasopożeracze" ze swojego życia? U mnie nie jest idealnie pod tym względem, jednak pomogło zrezygnowanie z telewizji, ograniczam internety do minimum (o tym będzie w dalszej części wpisu), z chłopakiem robimy wspólne seanse na oglądanie memów (osobno jest mniejszy ubaw, a tak razem się śmiejemy i spędzamy ze sobą czas), podobnie z filmami i serialami. O, i w Simsy gram tylko wtedy, gdy najdzie mnie ochota (czyli kilka razy w ciągu całego roku). Do tego wspólne sprzątanie - i nie, nie w wolny weekend, za to w jakieś popołudnie w ciągu tygodnia, już po pracy! Ile się wtedy czasu zaoszczędza (we dwójkę potrafimy ogarnąć mieszkanie w godzinę, sama robię to w ciągu 2-3 godzin, a szkoda sobie uprzykrzać wolne dni na domowe obowiązki 😉). Na zakupy chodzę z wcześniej przygotowaną listą i - znowu we dwójkę, na spółę - robimy z chłopakiem jedne większe zakupy raz na tydzień, poza sobotą (w soboty są największe kolejki! Znowu w poniedziałki po niehandlowych niedzielach też jest sporo osób w sklepach, dlatego z własnych obserwacji polecam wtorki, środy i czwartki 😄). Schodzi nam na to godzina, maksymalnie dwie. A tak, cały weekend byłby jak psu w d...
Dni wolne od normalnej pracy staram się wykorzystać tak, jakby to rzeczywiście miały być DNI WOLNE. Obowiązki domowe ograniczam do minimum (wiadomo, że jakieś pranie czy mycie garów wleci w grafik, ale to nie jest tak czasochłonne ani męczące fizycznie. Chyba że prałabym pościel w starodawnej Frani - przy tym idzie się napocić!). W dni wolne czytam, szyję, przerabiam, spotykam się ze znajomymi i/lub rodziną - spędzam ten czas tak, żeby było miło, wesoło, przyjemnie. I nie odczuwam, żeby takie przyjemności czy spotkania były "stratą czasu", bo ktoś mi powie: "mogłaś starać się o awans, umyć podczas urlopu okna na święta albo iść na studia zaoczne". Szczerze? Jeżeli bym się zajechała zdrowotnie przez takie działanie "na maksa" według czyichś porad, to pewnie od tej samej osoby mogłabym usłyszeć: "aaa, bo to za dużo rzeczy naraz robiłaś, za mało spałaś, po co Ci te dodatkowe studia były albo nadgodziny! W ogóle to trzeba było iść do drugiej pracy zamiast na studia...".
Dlatego nie, nie zamierzam żyć według czyichś wymagań względem mnie i brać sobie do serca porady "co mi wypada w życiu robić, a co nie", zwłaszcza od tak dwubiegunowych osób. 😂 To taka anegdotka trochę dla śmiechu, ale z życia wzięta. Serio!
Co jeszcze pomaga żyć w trybie slow? Odmawianie!
Pomaganie innym jest fajne, ale - jeżeli jest nadużywane przez osoby, którym chcesz pomóc - to staje się męczące i irytujące. Dobrym przykładem może być szef, który dowala Ci kolejne zadania do zrobienia "na wczoraj", a już masz wiele na głowie (choć się nie opieprzasz w czasie pracy na fejsie i rzeczywiście pracujesz). Koniec końców wypalasz się, masz poczucie winy, bo się starasz, a pracy przybywa zamiast ubywać, szef myśli, że mało robisz... I wtedy najlepiej jest odpuścić, powiedzieć "nie, nie zrobię tego, nie jestem w stanie, mam za dużo innych obowiązków". Ja tak miałam, skończyło się złożeniem przeze mnie wypowiedzenia. Długo dochodziłam do siebie, czułam się doszczętnie wypalona (pod każdym względem), ale z perspektywy czasu widzę, że to była dobra decyzja, choć zbyt późno podjęta. Co by nie było, to i tak lepiej późno niż wcale.
Próbuj nowych rzeczy, sprawdź co sprawia Ci radochę jak za dziecięcych czasów, co lubisz robić - i staraj się robić to w wolnych chwilach. Znajdź choć kilka minut w ciągu całego dnia, by np. zrelaksować się przy ulubionej książce lub muzyce, złap za szydełko, pobaw się z psem. Od takich prostych rzeczy codzienne życie staje się przyjemniejsze. 😉 Jeżeli przez dłuższy czas będziesz odmawiać sobie wszelkich przyjemności, bo "wszystko inne jest pilniejsze, ważniejsze" itd., to tylko będzie narastać Twoja frustracja.
Gdy czujesz, że po całym tygodniu pracy nie ustoisz dłużej na nogach - wyśpij się ile wlezie! Wypoczęte ciało i umysł lepiej pracują, może właśnie po takim srogim wypoczynku wpadniesz na jakiś świetny pomysł. I - co najważniejsze - nabierzesz sił do działania.
Pamiętam, że w dzieciństwie często narzekałam, że się nudzę (o, losie! Co za ironia, patrząc na to z perspektywy czasu 😅). Przeczytałam większą część domowej biblioteczki (a uwierz mi, jest spora!), co rusz wypożyczałam kolejne tytuły z biblioteki (i ze szkolnej, i z filii dziecięcej, i z oddziału dla dorosłych). Szukałam sobie nowych zajęć, malowałam pierwsze prace na ubraniach, nawet biurko potraktowałam farbami! Do tego dochodziły inne prace plastyczne, pomagałam sprzątać dom, zajmowałam się młodszym rodzeństwem i... nadal było mi mało! Teraz dostrzegam dlaczego tak było - do bodajże 12. roku życia nie miałam w domu komputera, a gdy już się pojawił, to był oblegany przeze mnie i resztę rodzeństwa (jest nas piątka, ale najmłodszą siostrę mogę odliczyć - była wtedy za mała na takie sprzęty). Na komputerze i tak mogłam korzystać tylko z nielicznych gier na płytach CD, podobnie z filmami czy muzyką - bo internet pojawił się u nas w domu 4 lata później (taaak, do 16. roku życia żyliśmy bez internetów - i dało się!). Podobnie w moim przypadku było z komórką - wszyscy moi rówieśnicy zdążyli dostać już swój drugi, trzeci albo i piąty telefon z wyższej półki, a ja - jako szesnastka - dostałam w końcu swój własny, siedmioletni telefon po przejściach (sprzęt działał na słowo honoru), ale głównie przez fakt, żeby rodzinka mogła dać mi znać w najmniej odpowiednim momencie, że mam się zająć młodszą siostrą lub siostrzenicą. Albo dwójką dzieciaków naraz. I zrobić obiad. Ogarnąć zakupy. I posprzątać w chacie. I jeszcze najlepiej, żebym zdążyła z odrobieniem lekcji i nauczeniem się na sprawdzian/kartówkę/odpytkę na następny dzień. Wszystko w jednym! Chyba właśnie dlatego tak bardzo nie lubię telefonów i niespodziewanych połączeń (taki strach, że znowu ktoś czegoś ode mnie potrzebuje i jednak nie skupię się na pracy/obowiązkach). 😂
Z perspektywy lat dostrzegam, że - mimo życia dość biednego, czytania starych książek (co nie znaczy, że były gorsze! Na nowe tytuły po prostu nie było pieniędzy i musiałam czekać, aż cała kolejka dzieciaków przede mną przeczyta nową część Harry'ego Pottera, żebym i ja mogła w końcu ją wypożyczyć z biblioteki), braku wypadów do kina czy drogich wyjść rodzinnych (powód jak wcześniej) - było jednak trochę lepiej. Bo nie było w moim życiu tyle internetu i social mediów!😆
Staram się obecnie odcinać od internetowego życia. I nie mam z tym większych trudności, cały miesiąc mogłabym przetrwać bez social mediów, jednak blog na tym podupada i w tym miejscu rozpoczyna się mój wewnętrzny konflikt - lubię swojego bloga, chcę go rozwijać, lecz do tego potrzebna jest także moja aktywność na FB, IG i w kilku innych miejscach, co jednak mnie męczy. Szukam rozwiązania na ten problem, może uda mi się coś wymyślić... A może Ty masz jakąś podpowiedź dla mnie?
Miałaś lub miałeś okazję przeczytać "Slow life. Zwolnij i zacznij żyć"? Napisz jak Ci się spodobała (lub nie?) treść książki, czy pomogła zwolnić bieg. Jestem ciekawa Twojej opinii!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz